Przeczytaj Mt 15, 21-28: Wiara kobiety kananejskiej
KIM ONA JEST?
Ta kobieta jest obca. Nazwana została po prostu Kananejką – to nazwa narodu żyjącego w Ziemi Świętej przed nadejściem Hebrajczyków. Jest więc poganką od zamierzchłych czasów. Należy do narodu, którego tu nie powinno już być, bo ziemię Kanaan Bóg przeznaczył dla Izraela setki lat temu. Jest Kananejką to znaczy poganką, którą już dawno Bóg z tej ziemi wydziedziczył.
Mieszka w okolicach Tyru i Sydonu, miast pogańskich; stamtąd wychodzi, by spotkać Jezusa.
Jakie jest zdanie Jezusa o tych miastach? Nie najlepsze, jak wszystkich Żydów. A przecież lepsze niż o miastach izraelskich: „Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno w worze i popiele by się nawróciły” (Mt 11, 21).
Gdy Jezus kieruje się do tych miast, pierwszą napotkaną osobą jest ta kobieta. Czy był zaskoczony tym spotkaniem? Czy nie poznał jej, jak Natanaela, już wcześniej? (por. J 1, 47n)
KRZYCZY ZA NAMI
Kobieta zaczyna z pewnej odległości wołać do Jezusa.
Wykrzykuje pod Jego adresem najdostojniejszy tytuł, jaki zna: Synu Dawida! To tytuł królewski, tytuł mesjański. To prawda o Jezusie. Czy ona rozumie, co mówi, czy tylko powtarza zasłyszane sformułowanie? Może traktuje Jezusa jak dostojnika, który mógłby się obrazić, gdy nie zachowa się wobec niego odpowiednio?
Woła jak osoba w dramatycznej sytuacji do kogoś wpływowego, kto może ją wybawić z nieszczęścia. Takim wołaniem lud egipski domagał się od faraona chleba w czasie głodu (Rdz 41, 55), tak Izraelici błagali Mojżesza o wstawiennictwo, gdy zaczęli odczuwać gniew Boga (Lb 11, 2). Tak wołają ubodzy, dla których Bóg jest ostatnią deską ratunku (Wj 22, 22; Ps 119, 146; Ps 27, 7).
Błaga o uzdrowienie córki. Jezus odpowiada milczeniem. Wydaje się wręcz, że jej głos wcale do Niego nie dociera, skoro dopiero uczniowie zwracają Mu uwagę na jej krzyki.
Tak, początek jest pełen dramatyzmu. Ona krzyczy rozpaczliwie, Jezus milczy. Uczniowie nie wytrzymują napięcia. Lecz Jezus jest spokojny. To przecież nie koniec spotkania.
PANIE, POMÓŻ MI
Po chwili jej modlitwa staje się cichsza i bardziej osobista. Także bardziej bezpośrednia. Poganka przekracza granice konwenansu: nieczysta zbliża się do Jezusa, syna Dawida, i upada przed Nim na kolana.
Nie mówi już o córce, ale o swoim cierpieniu. To ona, matka, potrzebuje pomocy. To ona jest nieszczęśliwa. To dla siebie błaga o litość. Wyraża się bardzo zwięźle. W takiej bliskości, kiedy Jezus może zobaczyć wyraźnie jej twarz, nie potrzeba wielu słów dla wyrażenia cierpienia.
Jezus tym razem odzywa się, lecz Jego reakcja nie jest tą oczekiwaną. „Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom”. Nie wiemy, jakim tonem to powiedział. Ale był blisko i chyba także ona widziała Jego oczy.
A może Pan dzieli się z nią troską o swoje dzieci? Może rozumie jej nieszczęście, bo podobnego cierpienia przysparza Mu ukochany Izrael, najdroższa Córka-Syjon?
Jezus dotyka jej godności. Tak, Żydzi nazywali pogan psami, wiedziała o tym. Ale czy Jezus powiedział to z pogardą? Czy chciał ją upokorzyć? Czy może chciał jej uświadomić, jak wielkie jest to, co On przynosi? Jezus ma do zaoferowania najlepszy chleb – z nieba. Ona jako matka rozumie Go dobrze. Matka, która każdego dnia piecze chleb dla swojej rodziny, zna jego wartość. Dzieci od małego uczone są, że nie wyrzuca się chleba, nie daje się go psom.
TAK, PANIE, ALE...
Słowa Jezusa nie zraniły jej dumy, ponieważ jest pewna swojej wartości w Jego oczach. Potrafi spojrzeć jakby z boku na siebie samą. Potrafi ze spokojem odnaleźć się nawet w tym porównaniu. Spotkanie było zbyt bliskie i głębokie, by pozornie obraźliwe słowo mogło zmącić jej spokój. Po raz trzeci zwraca się do Jezusa.
„Panie, i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów”. Jeśli ktoś ma psa, karmi go, choć, rzecz jasna, nie kosztem dzieci. Nieprawda, że psu nic się nie należy z ręki pana. Wiem, że Izrael jest Twoim ukochanym synem. Ale wiem też, że jego misją jest być światłem dla innych narodów. Nam wszystkim obiecano światło z Syjonu.
Panie, rozumiem wiele, wiele. Już nie żądam niczego od Ciebie. Tylko spodziewam się od Ciebie miłości. Ty wysłuchujesz wołania ubogich. Czuję na sobie Twoje czułe spojrzenie. Pozwalam Ci patrzeć na mój ból. Zrozumieliśmy się między wierszami. Już nie jestem dla Ciebie obca. Niech mi się stanie, jak chcesz.
„Kobieto, ... niech ci się stanie, jak chcesz”.
Komentarze
Prześlij komentarz