O Chrystusie Obecnym


Eucharystia jest największym skarbem Kościoła. Lecz nie jedynym.

Eucharystia to żywa obecność Chrystusa. Lecz nie jedyne miejsce spotkania z Nim.

Nauczyłam się tego od św. Augustyna; wy może macie innych nauczycieli, równie dobrych. Kiedy św. Augustyn czyta psalmy biblijne, zawsze słyszy w nich głos Chrystusa. I nie ma w tym żadnego naciągania. Jest to spojrzenie mistyczne zaczerpnięte z Nowego Testamentu. Jezus Chrystus jest owszem osobą historyczną. Narodził się z Maryi w Betlejem, ochrzczony przez Jana w Jordanie, nauczał, cierpiał i umarł na krzyżu. To fakty historyczne. Zmartwychwstał i powrócił do Ojca - to prawda teologiczna. Wszystko to możemy znaleźć w niektórych psalmach (chyba najwyraźniej w 22 i 110). W czasie Ostatniej Wieczerzy zostawił siebie Kościołowi pod postaciami Chleba i Wina. Tak, to jest wspaniałe.

Ale to jeszcze nie jest cały Chrystus. Musimy pamiętać, że ma On także inne oblicza. Utożsamia się z ubogimi (Co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście - Mt 25); z apostołami (Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; kto wami gardzi, Mną gardzi - Mt 10,40; Łk  10,16); z prześladowanymi uczniami (Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz? - Dz 9,4). Chrystus jest nowym Adamem, który przyjął naturę pierwszego Adama, by w sobie zawrzeć los każdego człowieka. Zamienił się na role z grzesznikiem, dlatego możemy Go też dostrzec w człowieku doświadczającym skutków grzechu (Z tego przekleństwa Prawa Chrystus nas wykupił - stawszy się za nas przekleństwem, bo napisane jest: przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie - Ga 3,13).

On Jest obecny wśród nas na wiele sposobów.

Kościół stosuje i wszystkim zaleca Liturgię uświęcenia czasu, zwaną też Liturgią Godzin (bo odprawia się ją o mniej więcej określonych godzinach dnia). Ta modlitwa jest oparta na psalmach. Najgłębszy jej sens wynika z wiary, że słowami psalmów modli się sam Chrystus, jak za ziemskiego swego życia, tak i dziś. Zaś my, czyli Kościół, czyli ludzie zjednoczeni z Chrystusem przez chrzest, dołączamy się do Jego głosu niezależnie, czy przemawia we własnym imieniu, czy w imieniu najbiedniejszego z grzeszników (Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego! - Ps 51). Wśród wielu słów, jakie w tej modlitwie wypowiadamy, możemy usłyszeć również te, które płyną z głębi naszego serca. I te też Chrystus przedstawia Ojcu.

Jak to działa, wyjaśnia św. Augustyn odwołując się za św. Pawłem do jedności pomiędzy ciałem i głową:

"Zwróćcie uwagę na nasz zwykły sposób postępowania. Najpierw na to, że w imieniu członków może przemawiać jedynie głowa. Następnie zaś zwróćcie uwagę, w jaki sposób przemawia głowa w imieniu wszystkich członków. W ciżbie ktoś ci depcze po nogach: Depczesz mnie - mówi głowa. Ktoś cię zranił w rękę: Zraniłeś mnie - powiada głowa. Twojej głowy nikt nie dotykał, ale przemawia jedność złączenia twojego ciała. W imieniu wszystkich twoich członków przemawia język, który jest w głowie; on za wszystkimi przemawia słowem. Otóż w taki sposób posłuchajmy Chrystusa mówiącego. Ale niechaj każdy rozpoznaje własny głos, jako że tkwi w ciele Chrystusa. Czasami bowiem będzie posługiwał się słowami, w których nikt z nas się nie odnajdzie, gdyż odnoszą się jedynie do Głowy."

(Niestety nie zanotowałam, skąd dokładnie pochodzi ten cytat, przepraszam) 


Bądźcie uważni. Módlcie się. I dbajcie o siebie. Życzę zdrowia.

Obrazek mający za zadanie pomóc w obraniu szerszej perspektywy.
Widok - nomen omen - ze Świętego Krzyża.




Komentarze

  1. tia, ja na przykład widzę, że najpiękniejsze teksty o niejedyności sakramentów piszą ludzie, którzy nie stracili do nich dostepu i dalej sakramenty mają. jak mozecie być wiarygodni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy to mnie uwiarygodnić, ale straciłam dostęp do swojego spowiednika i dla mnie to jest bardzo duży problem. Do Eucharystii na razie nie, to prawda.

      Usuń
    2. U spowiedzi byłam 27 lutego, u komunii (i na mszy) 13 marca. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś będę. Przed Wielkanocą na pewno nie.
      Nie piszcie nam abożnych, słodkich tekstów, jeśli macie lepiej. Szanujcie nasz ból i naszą beznadzieję. I samotność. Chociaż tyle.

      Usuń
    3. Przykro mi, jeśli poczułaś się nieuszanowana.
      Wiem jednak, że są osoby, które są wdzięczne za pokazanie tej strony medalu.

      Naprawdę to, co napisałam jest słodko-pobożne? Sorry, miała to być tylko zwykła prosta teologia.

      Usuń
    4. nie wiem. Nie nieuszanowana, może nierozumiana. Jest mi strasznie ciężko, łażę i placzę, z tyloma rzeczami muszę walczyć. To dla mnie trudniejszy profesjonalnie i rodzinnie czas niż kiedykolwiek, a sakramenty, czyli jedyne poważne źródło siły, odcięło.

      Obrazowo: to trochę tak, jakby kazali ci chodzić, odcięli nogi i jeszcze tłumaczyli, ze nic się nie stało :P bo mam ręce i rzęsy.

      Usuń
    5. Jasne, że nie nihdy nie zrozumiem Cię do końca. Bo jestem innym człowiekiem.
      Nie mówię, że nic się nie stało, tylko że nie jest tak, że bez Eucharystii zostajemy z niczym. Rozmawiałam o tym z moją znajomą OV: Kościół ma jeszcze wiele innych duchowych skarbów i one są dla nas. Ale to fakt, ja do tej pory nie musiałam się zastanawiać pójść czy nie pójść na Mszę, bo mam ją w domu albo w kościele trzy kroki od domu. Ale już jedna z moich sióstr jedzie za chwilę opiekować się chorą mamą i tym samym rezygnuję z sakramentów co najmniej do Wielkanocy...

      Usuń
  2. Dla mnie Bóg jest bardzo realnie obecny w swoim Słowie. To oczywiście nauka Kościoła, ale i bardzo realne osobiste doświadczenie. Nie z mojej zasługi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tzn. ja nie chcę się wymądrzać, dzielę się. Miałam w życiu taki okres, kiedy jedyny czas wewnętrznego spokoju był nad Biblią. Paradoksalnie nie na Eucharystii.

      Usuń
    2. a jak dajesz sobie radę z tym, że Słowo mówi kompletnie co innego niż widzisz w realu? Np. Słowo obiecuje życie, a ty widzisz śmierć?
      bo ja, na przykład, nie potrafię dać sobie z tym rady.

      Usuń
    3. Trudne.
      Ja zawsze wiem, że mogę źle widzieć, że mogę czegoś nie dostrzegać. Czyli że może być życie tam, gdzie go nie widzę. Albo że będzie wskrzeszenie....
      Nie zamierzam udawać jednak, że ze mnie heros i bohaterka. Nie. Przeciwnie. I wcale nie zawsze rozumiem... No ale może jest z tym łatwiej jak się dopuszcza istnienie gamy szarości? Nie wiem.

      Usuń
    4. Tak, Słowo. Powiem jeszcze, że nie za bardzo rozumiem transmisje adoracji przez media. Natomiast transmisje rekolekcji LECTIO Divina z CFD bardzo rozumiem i cieszę się z nich. Dziękuję, Agaja.

      Usuń
    5. pewnie w mojej czarnobialości wolalabym, żeby mi Kościół powiedział, że mnie wyrzucil. przynajmniej bym miala jasną sytuację :P.

      adoracja online jest jak patrzenie na zdjęcia. zawsze coś, zwłaszcza jeśli masz pewnosc, że ten ktoś na zdjęciu ciągle jest w dobrej relacji z tobą, może też patrzy na twoje zdjęcie i się uśmiecha. jeśli nie, łatwiej zdjęcie podrzeć.

      apropos tego wskrzeszenia: czyli trzeba ostatnim końskim tchem docipieć do śmierci, a potem już będzie fajnie?

      Usuń
    6. Adoracja online (jeśli jest na żywo) jest trochę jak (wideo)rozmowa z kimś przez Skype'a czy innego Messengera. Tak to rozumiem.

      Ja nie wiem jak będzie. :) Wiem, że On może wszystko. Łącznie z zabraniem wszystkich moich lęków.

      Usuń
  3. Siostro... Widzę, że mamy podobne rozważania. Dla mnie ten czas jest właśnie okazją dowartościowania Liturgii Godzin. W trakcie rozmyślania 24 marca, już po ogłoszeniu nowych regulacji w związku z epidemią dotarło do mnie, że po pierwsze to, iż mimo że ja bezpośrednio nie mogę brać udziału w Liturgii Eucharystycznej nie zmienia faktu, że Kościół ją sprawuje, a ja jestem częścią Kościoła... A po drugie, że Liturgia Godzin jest w tym momencie uprzywilejowanym miejscem spotkania...

    I powiem tak... Był moment, że przyjacielowi, który jest kapłanem, powiedziałam - "łatwo ci mówić...", że bliskim znajomym też piszącym #zostań w domu odpaliłam - "to jest o wiele łatwiejsze, jak się ma kaplicę pod tym samym dachem"... Miałam czas buntu, czy czas wątpliwości, co mam robić... Bo teoretycznie mogłam iść na Eucharystię, a nie szłam z troski o innych, wiedząc jednocześnie, że przyjdzie ten czas, który mamy teraz... A jednak widzę w tym czasie dar... Dar niesamowitej radości, gdy idąc na konieczne zakupy udaje mi się zajrzeć do kościoła na chwilę adoracji... Nieprawdopodobne wzruszenie, kiedy miałam okazję przystąpić do Komunii świętej... I chciałabym nigdy nie zgubić tej wrażliwości, uwagi, tej radości z rzeczy do niedawna oczywistych. Bo dla mnie to czas odkrywania Jego bliskości... inaczej. I wdzięczności za ogrom darów, które jeszcze do niedawna wydawały się tak oczywiste...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc ja raczej nie mówię "zostań w domu". Nawet może częściej niż wcześniej mówię "idź na spacer" (oczywiście z zachowaniem wszystkiego, co trzeba).
      Lubię też pamiętać, że w Kościele zmienia się co jakiś czas podejście do różnych spraw i np. codzienna Komunia to jest stosunkowo świeża sprawa. Większość świętych nie znała tego. :)

      Usuń
    2. 🙂 Też to niektórym przypominam, a sobie pomagam zachować równowagę.

      Co do spacerów to jest dziwne uczucie... Jakby trzeba się było z nich tłumaczyć. Nawet jeden youtuber to wykpiwał mówiąc że jesteśmy bardzo odpowiedzialnym społeczeństwem, bo zdarzyło mu się widzieć (przed zaostrzeniem ograniczeń) ludzi mówiących w parku innym ludziom, że powinni zostać w domu... 😉

      Usuń
    3. ja nigdzie nie chodzę, bo mam strasznie głupie uczucie i ogromne poczucie winy, że na spacery chodzę, a do kościoła nie. :P
      moja parafia jest strasznie niedopracowana sanitarnie [/eufemizm] i boję się wchodzić do kościoła.

      Usuń

Prześlij komentarz