Morze Suf

42 postoje : Przejście przez Morze Czerwone

Miało być o przejściu Izraelitów przez morze. Temat poważny i - nomen omen - głęboki. Niestety. Chcąc zorientować się, co o tym piszą internety, trafiłam na artykuł wyjaśniający między innymi, skąd w tłumaczeniach wzięło się Morze Czerwone, gdy w oryginale jest Morze Trzcin. Zacytuję cały akapit, bo jest bezcenny. Odstaw kawę. Po co masz mieć zapluty monitor?

"Doszło po prostu do błędnego tłumaczenia nazwy tego akwenu z języka hebrajskiego na angielski, a potem na pozostałe języki. W czasach Mojżesza akwen nosił nazwę Morze Trzcin (ang. Sea of Reed). Brak jeden literki "e" sprawił, że przyjęła się nazwa Morze Czerwone (ang. Red Sea)". 
(źródło: twojapogoda.pl - i rzeczywiście zrobiło się jakby pogodniej)

Przez dłuższą chwilę rozważałam w swej głowie kosmiczną hipotezę, jakoby tłumaczenie Septuaginty oparto na staroceltyckim przekładzie Starego Testamentu. Byłam o krok od wyjaśnienia zagadki pochodzenia różnic między hebrajskim oryginałem a jego starożytnym greckim tłumaczeniem. Niestety są pewne braki w tej teorii. Po pierwsze nie mam pewności, czy aby na pewno w "starożytnym angielskim" Red Sea brzmiało tak samo, jak teraz. Po drugie nie mam pojęcia, dlaczego Celtowie mieliby być zainteresowani tłumaczeniem Biblii na swój język. Chyba że byli którymś z zaginionych pokoleń Izraela... (no i ups! Miał być żart, a tu okazuje się, że niektórzy naprawdę tak uważają; nawiasem mówiąc podobne podejrzenia wysuwane są wobec Japończyków). Po trzecie Wikipedia twierdzi (choć wiadomo, że to nie jest wiarygodne źródło), że najstarsze ślady tłumaczeń angielskich pochodzą z okresu między VIII a X wiekiem.” 

No to może chociaż film science fiction by się udało nakręcić?

Ubawiłam się. 

Gdyby ktoś nie całkiem czaił, wyjaśniam: oryginalnym językiem Starego Testamentu jest zasadniczo hebrajski (jest też minimalna ilość tekstów aramejskich i trochę greckich – tych ostatnich Żydzi, a za nimi protestanci, nie uznają za natchnione). Najstarszym tłumaczeniem hebrajskiej Biblii jest przekład na grekę dokonany w III-II wieku przed Chr. Ta grecka wersja znana jest pod nazwą „Septuaginta”.

Teraz możemy wrócić nad morze. Przez co przeszli Izraelici uciekający przed faraonem? Po hebrajsku powiedziano, że przeprawili się przez „jam suf”. „Jam” określa równie dobrze morze jak jezioro. „Suf” to trzciny, wodne zarośla. Dziś więc tłumaczy się tę nazwę na ogół jako Morze Sitowia lub Morze Trzcin. Jeśli chcesz wiedzieć, gdzie ono się znajduje, to nie jesteś sam. Wielu chce. 

Przesadzam. Trochę wiadomo. Trasa wędrówki została mniej więcej zrekonstruowana, choć nie ma co do niej stuprocentowej pewności. W nauce nigdy nie ma stuprocentowej pewności, jak twierdził Richard Feynman. Tu jest jedna mapka, na początek. A tu druga, dla zaawansowanych. Ta druga, bardziej skomplikowana, zakłada, że z Egiptu wyszła nie jedna, lecz kilka fal uchodźców i wędrowali oni niezależnie od siebie różnymi drogami w kierunku Kanaanu. Tekst biblijny, zredagowany w obecnej formie kilka wieków później, stanowi syntezę ich oddzielnych historii. 

Wróćmy do tekstu. Starożytni Żydzi żyjący w świecie helleńskim przełożyli nazwę „jam suf” jako „erythra thalasse”, czyli „czerwone morze”. Dlaczego? Nie wiem. Będę zgadywać. Może kierowali się nieznaną nam tradycją, która właśnie tam lokalizowała wydarzenia z Księgi Wyjścia. Może nazwą Morze Czerwone obejmowali więcej akwenów niż te, o których wiemy. Może, jak święty Hieronim, znali dwa znaczenia słowa „suf”: sitowie i... czerwony. A może były inne powody.

Sądzę, że zasadnicza trudność, jaką nam przysparza to tłumaczenie, polega na tym, że Morze Czerwone lub też Erytrejskie jest zbyt głębokie, żeby dało się wytłumaczyć to wydarzenie w sposób naturalny. Zmierzyliśmy głębokość morza i uznaliśmy, że ta wersja jest nie do przyjęcia. Dla starożytnych natomiast nie do pomyślenia było zbadanie głębokości morza (Hiob 38). Skoro my zrobiliśmy coś tak niewyobrażalnego (dla nich), to może oni też mogli zrobić coś niewiarygodnego (dla nas)? Tak pytam. 

Chodzi o to, że z teologicznego punktu widzenia nie jest takie istotne, przez który konkretnie zbiornik wodny przeszli. Ten czy inny, z pewnością było to coś przerastającego normalne możliwości ludzi. Coś więcej niż sprytne wykorzystanie praw przyrody. Historia biblijna kładzie akcent na moc Bożą, która ujawnia się w tym dziwnym sposobie ocalenia Narodu Wybranego. 

Podoba mi się ten kawał:

- Tatusiu, Pan Bóg zrobił wielki cud!
- Jaki cud?
- Przeprowadził swój lud suchą nogą przez Morze Czerwone. 
- Dziecko, musisz wiedzieć, że to nie było żadne morze. Tak naprawdę to było jakieś bajorko z wodą po kolana.
- Tatusiu, to Pan Bóg zrobił naprawdę wielki cud!
- Co znowu za cud?
- Sprawił, że całe wojsko faraona utonęło w wodzie po kolana!

Sformatowany intelekt dorosłego kontra nieuprzedzony umysł dziecka. Racjonalizacja cudu przypomina naciąganie za krótkiej kołdry. W tę czy we w tę, zawsze coś będzie wystawać. Bo Bóg jest po prostu większy niż najtęższa ludzka głowa. Zatem i Jego działanie może wykraczać poza nasze możliwości pojmowania. Niby dlaczego miałoby być tak ograniczone? Niby dlaczego nie miałoby nas zadziwiać?

Temat niewyczerpany jak morze.
Następnym razem będzie poważniej. Taki jest plan.

___________________________________
Następny post z tej serii - Zanurzeni

Więcej o wędrówce przez pustynię w zakładce 42 postoje


Komentarze