Mało znane jest przesłanie tej konkretnej rzeźby Władysława Hasiora. Przez analogię do koszalińskich "Płonących ptaków", większych i bardziej popularnych, domyślam się, że chodziło o oddanie hołdu bohaterom narodowym. Raczej trudno byłoby mi się tego domyślić samej. Nieco jarmarczne, choć o wypłowiałych kolorach, blaszane ptaki umieszczone na parkowej skarpie na pierwszy rzut oka uznałam za rząd "kogucików na druciku". Przepraszam za ignorancję.
Kiedy jednak wyobraziłam je sobie w srebrzystym kolorze (taki pierwotnie nadał im autor), połyskujące w ogniu, w półmroku, nie w atmosferze pikniku majowego, lecz w powadze narodowego święta, zatęskniłam. Stwierdziłam, że wtedy, w 1975 roku, mogły tworzyć przejmujący happening. I chciałabym je zobaczyć takie "ożywione", płonące. Ptaki na ognistych rydwanach.
Trafiłam na nie przypadkiem, zaczęłam o nich czytać, wciągnęło mnie. Podaję dalej.
Było to 8 maja.
O!
OdpowiedzUsuńMało znam Szczecin, nie widziałam tej rzeźby. Ale na zdjęciach wygląda bardzo ciekawie. I zgadzam się, że to mogło być przejmujące. Jak tak wizualnie pędzą na zdjęciu z cieniami drzew, robią wrażenie.