Pieśń anielska

Tytuł bloga zobowiązuje. Wieści ze świata Aniołów, wieści z pogranicza. Dlatego pozwalam sobie dziś przytoczyć w całości pewną opowieść, którą zalazłam przed laty, jeśli dobrze pamiętam w jakiejś starej książeczce i, oczarowana, skrupulatnie zarchiwizowałam. Nie znam jej autora, niestety.

Raz w roku podczas Wigilii Paschalnej, czyli dziś wieczorem, śpiewa się w kościołach szczególny hymn. Zaczyna się on od słów: "Weselcie się już zastępy Aniołów w niebie". Exsultet to pieśń, która sławi mistrzowsko dokonane dzieło zbawienia. Czy wiecie skąd się wzięła?

Exultet



OPOWIEŚĆ 
quo modo pieśń anielska na ten ziemski padół się dostała

Jest na pograniczu ziemi Franków i Germanów coenobium starożytne, sub titulo Sancti Galli positum, które i dziś jeszcze St. Gallen się zowie. Onże monaster, dla świątobliwości i nauki mnichów, tudzież dla znaczenia swego i dostatków, słuszną cieszył się sławą.

Nie o tym wszelako prawić ninie spiritus movet.

Mury klasztoru onego, przedziwną przyozdobione sztuką, malowidłami swymi głoszą opowieść jednę, którą ku zbudowaniu powszechnemu simplicibus verbis podać nam wypada.

Owóż rzecz była taka:

Czasu onego, w dalekim Rzymie, Ojciec Święty – (Urban mu było – ni fallor – na imię) w kaplicy swojej żarliwą pochłoniony modlitwą, zdał się domownikom swoim w lekką drzemkę zapaść, jako że ułomność humanae naturae i najwyższych dostojników oszczędzać nie zwykła.

Wszelako sen li to był, czy widzenie – trudno dociec, wiadomo jeno, iże Ojciec Święty z prędka się ocknąwszy, w dziwnym ducha rozradowaniu będąc, wraz pióra i inkaustu zażądał i zamknąwszy się w komnatach swoich, długo a pilnie coś pisał.

Skończywszy zasię dwór swój zawezwał i oznajmił, jako był nuper w śnie aniołów widział, którzy mu pieśń cudną, pieśń nie z tego świata anielskimi głosy śpiewali. Tenorem onej pieśni Ojciec Święty zapamiętał, ale że w sztuce muzycznej kształcony nie był i ucha zdatnego ku niej nie miał, nuty usłyszanej nijak powtórzyć nie potrafił. To ino wiedział, iże słodkości jej żadna pieśń ziemska nie dorówna i poprzysiągł sobie, że nie spocznie, póki jej nie odnajdzie i potomnym nie przekaże.

Wydał tedy orędzie, iżby wszyscy muzycy i śpiewacy całego świata starań dołożyli, a nużby który odgadnął onę melodyję, którą Aniołowie Ojcu Świętemu śpiewali. Jeśliby zasię kto co obmyślił, niechaj nie mieszkając ad limina Apostolorum zdąża i Ojcu Świętemu modulacje swoje przedstawi.

Szli tedy niekończącym się szeregiem uczeni mężowie na komnaty papieskie: szli sławni i nieznani, szli szlachetni i pospolici, szli bogaci i ubodzy, szli strojni w bisior i szkarłat, szli i tacy, co lada jaką opończą grzbiet okrywali – ale żaden w szukaną nutę utrafić nie mógł.

Szedł dostojny a gruby magister cantorum chóru papieskiego z pokaźnym manuskryptem pod pachą, ale ledwo co usta do śpiewu otworzył, a dłoń ad dirigendum do góry podniósł, już Ojciec Święty ręką skinąwszy precz mu iść kazał, jako że pieśń jego tak się do onej anielskiej melodyi miała, jako właśnie skrzypienie wozu do słowikowego pienia.

Markocił się tedy Ojciec Święty – już i nadzieję tracić poczynał, że onę anielską nutę na tej ziemi jeszcze posłyszy. „Nie dziw, – myślał – nie nam, wygnańcom śpiewać pieśń Ojczyzny Niebieskiej.” Już i słuchać muzyków nie chciał, którzy mu prace swoje przynosili i zwolna ustawała gorliwość w poszukiwaniu.

Aliści w monasterze St. Gallen był braciszek jeden, mizernej postawy i kondycji, któren niczym imienia swego nie wsławił. Muzykiem uczonym nie był, tyle ino co się pienia braci w chórze nasłuchał i w sercu je swym, jakoby skarb najdroższy przechowywał, a myślą i pamięcią obracał, że mu każda nutka srebrnym dzwoneczkiem w duszy dźwięczała.

I rozmiłował się braciszek w chwale Bożej, niewinnymi usty sług Jego głoszonej i modlił się gorąco, aby mu wolno było okruszynę swoją do onej chwały dorzucić. A że miał serce czyste i prawe, przeto wejrzał Bóg miłościwie na pragnienie jego.

Raz, pewnej nocy, gdy odśpiewawszy jutrznię mnisi chór opuścili, pozostał sam jeden ów braciszek, aby, jak to było jego powinnością, ład wśród ksiąg do officium divinum służących uczynić i chór przed następnymi laudesami ochędożyć.

Tedy od ołtarza blask dziwny uderzył jego oczy: Patrzy – aliści w jasności promienistej jawi się jakowaś postać skrzydlata, jedna, druga, trzecia – cały zastęp anielski zstępuje ze stropu świątyni... Braciszek patrzy i cały we wzrok się przemienia, a to Aniołowie półkręgiem stanęli i pokłon Panu, w ołtarzu utajonemu oddawszy, rozwijają wstęgi, znaczkami nut czerniejące i śpiewać poczynają:
„EXULTET iam angelica turba caelorum...”
Braciszek na kolana się osuwa, nie wie zali jeszcze na tym świecie przebywa, czyli do wiecznego żywota przeniesiony. A dusza się w nim rozpływa od słodkości jakiejś niewymownej. Nie wie, czy długo, czy krótko to trwało – czas stracił panowanie swoje nad onym widzeniem niebieskim.

Aniołowie pieśń ukończywszy głęboko się pokłonili i jeden za drugim nikną w poświacie miesiąca. Kościół pustoszeje.

Nazajutrz prosi braciszek o posłuchanie u ojca opata: błaga, by mu wolno było pielgrzymkę do Rzymu przedsięwziąć i pieśń przez siebie spisaną u stóp Ojca Świętego złożyć.

Zdziwił się ojciec opat: „Cóż to za pieśń i czy warta tego, aby nią Ojca Świętego trudzić.” Ale że rozkaz był wyraźny: każden musicus, któren chciał Ojcu Świętemu pieśń swą zaśpiewać miał być do niego dopuszczony – tedy nie sprzeciwił się ojciec opat i pozwoleństwa mu swego nie umknął.

Trafił nasz braciszek do Rzymu, gdy Ojciec Święty cierpliwość straciwszy, żadnych śpiewaków słuchać więcej nie chciał, a że był porywczy, tedy na wieść, iże mizerak jakowyś pieśń swą przyniósłszy o posłuchanie prosi – pięścią w stół uderzył i zakrzyknął: „Przegnać mi precz tę hołotę! Nie tacy tu przede mną pienia swe wywodzili, a nic nie wskórali. Dość mam tego! Widno nie sądzono mi pieśń anielską na onym ziemskim padole nucić!” – i odwrócił głowę.

Tedy przystąpił do niego mąż światły i roztropny, powszechnie dla swej świątobliwości czczony, confessarius papieski i rzecze: „Ojcze Święty, wszak sam dałeś pozwoleństwo, ba, nawet rozkazanie, aby wszelki musicus dostęp wolny miał do ciebie – przecz-że ninie człeka onego z niczym odprawić zamyślasz? Pomnij iże – jako prawi Apostoł – głupstwa świata Bóg wybrał, aby zawstydził mądre, a mdłe świata wybrał, aby zawstydził mocne (1 Kor 1, 27). A jeżeli ów biedaczyna z natchnienia Bożego odnalazł nutę, której szukasz, bacz, byś się snać, Duchowi Świętemu nie sprzeciwił.”
„Niech wejdzie” – wyrzekł papież z rezygnacją.
Wwiedziono braciszka.
„Nuże, pokazuj, co umiesz, a żywo! – naglił kapelan papieski – Jego Świątobliwość nie będzie czasu mitrężył na twoje wymysły.”

Wszelako, gdy braciszek hołd należny oddawszy nuty rozłożył i śpiewać począł, baczność i skupienie odbiły się na obliczach wszystkich:
„EXULTET iam angelica turba caelorum...”
Papież osłupiał: z oczu puścił mu się strumień łez. Wszak ci to jego widzenie, jego widzenie anielskie odżywało przed nim w onej pieśni! Słuchał jak urzeczony. A gdy braciszek skończywszy pokornie się skłonił i ku wyjściu zbierał, papież zerwał się z miejsca i nagłym ruchem go zatrzymał.

„Żadną miarą nie odejdziesz! – zawołał. – Magistrem moich kantorów cię uczynię. Tyżeś sam jeden w sedno utrafił i pieśń anielską iście po anielsku oddał. W moich komnatach zamieszkasz, z mego stołu jadło dostawać będziesz, chcę cię mieć na każde zawołanie.”

Przestrach i smutek wystąpiły na oblicze braciszka.

„Co? Nie chcesz? Nie miłe ci przebywanie na moim dworze? A toćby ci takiego losu każdy pozazdrościł! Ale masz moją łaskę – mów, czego chcesz: w nagrodę za twoje śpiewanie wszystkoć uczynię!”

A braciszek jak długi upadł do nóg papieskich: „Ojcze Święty, niczego mi nie potrza, o nic nie proszę, jeno abym mógł wrócić do mego klasztoru i jako drzewiej wsłuchiwać się w chwałę Pańską, głoszoną ustami mych braci...”

„Niech ci się stanie, jako chcesz...” – wyrzekł papież wzruszony.

Taką oto opowieść podają starożytne mury St. Gallen.

A pieśń anielska, w święte księgi wpisana, przetrwała wieki i pokolenia i dziś jeszcze słodkim swym brzmieniem cieszy uszy nasze i głosząc chwałę ZMARTWYCHWSTANIA, dusze nasze aż do nieba wznosi.

*****


SŁOWNIK
ad dirigendum – do dyrygowania
ad limina Apostolorum – do grobów Apostołów (= do Rzymu)
humanae naturae (gen.) – ludzkiej natury
magister cantorum – mistrz śpiewu
musicus – muzyk, artysta
ni fallor – jeśli się nie mylę
nuper – niedawno
officium divinum – „służba Boża”, liturgia
quo modo – w jaki sposób
simplicibus verbis (abl.) – prostymi słowami
spiritus movet – dosł. natchnienie sprawia.
sub titulo Sancti Galli positum – pod patronatem świętego Galla
tenorem (acc.; nom: tenor) – przebieg, trwanie

*****

Kochani, życzę nam wszystkim zachwytu i radości z powodu udziału w zwycięstwie Chrystusa dla nas dokonanym.




Komentarze