"Jestem kobietą grzeszną i ochrzczoną"


"Jestem kobietą grzeszną i ochrzczoną" - przedstawiła się starcowi Zosimie pewna osoba, którą spotkał na pustyni.

Zosima wybrał się na czas Wielkiego Postu - zwyczajem mnichów swego klasztoru - na pustynię za Jordanem. Niósł w sobie pragnienie, by spotkać tam jakiegoś świętego ascetę. Po ośmiu dniach samotnej wędrówki i modlitwy spotkał ją: świętą Marię Egipską. A właściwie to zobaczył z daleka dziwną, dość dziką osobę o ciemnej skórze i jasnych krótkich włosach. Uciekała przed nim, bo nie miała ubrania, a on ją uparcie gonił, bo nie zauważył, że ma do czynienia z nagą kobietą, i biegnąc błagał o rozmowę. 

Nie miała ubrania, bo minęło już ponad czterdzieści lat odkąd przeszła Jordan, więc to, co wtedy miała na sobie, już dawno się rozpadło. Dotychczas nie było to dla niej żadnym problemem, ponieważ nie spotykała tu nikogo. Gdy rozwiązali tę trudność w ten sposób, że Maria osłoniła się płaszczem starego mnicha, zaczęli rozmawiać, błogosławić się wzajemnie i modlić. Opowiedziała mu swoją historię. On po jej śmierci tę historię ujawnił braciom, a spisał ją później biskup Jerozolimy Sofroniusz, a przynajmniej jemu przypisano autorstwo tej biografii. Zachęcam do czytania tego źródłowego tekstu, bo wiele not o Marii Egipcjance, jakie napotkałam w sieci, podaje błędne dane, być może zaczerpnięte z historii innych świętych. (zobacz: Żywot świętej Marii Egipskiej na stronie cerkiew.pl)

I tak na jednej ze stron internetowych przeczytałam, że Maria po nawróceniu z rozwiązłości zaraz przyjęła chrzest, a po odprawieniu białego tygodnia wyruszyła na pustynię. Jako że od osiemnastu lat żyję we wspólnocie, gdzie katechumenat, chrzest dorosłych i formacja osób nowoochrzczonych to tematy niezwykle żywe, zdziwiłam się, że ta informacja o Świętej dotąd mi umknęła. Przeczytałam zatem bardzo wnikliwie podlinkowany wyżej Żywot. Otóż - powiem od razu - okazało się to nieprawdą. Nie ma tu w ogóle mowy o chrzcie, co moim zdaniem wskazuje, że miał on miejsce we wczesnym dzieciństwie. Jest za to mowa o przyjmowaniu Świętych Tajemnic, co na Wschodzie oznacza Ciało i Krew Chrystusa, czyli sakrament Eucharystii. U nas występuje to określenie w formule: Oto wielka Tajemnica Wiary (Misterium fidei) - nie przypadkiem te słowa padają bezpośrednio po przeistoczeniu. Maria zatem po nawróceniu uczestniczy w Liturgii i przyjmuje Komunię, i tak wzmocniona rozpoczyna pokutę. 


Ten wielki przełom w życiu Marii miał miejsce w czasie żniw, blisko święta Podwyższenia Krzyża. No więc owszem, Kościół dopuszczał jeszcze inne poza Paschą terminy chrztu dorosłych, ale żaden z nich nie przypadał na jesieni. Z pewnością również nikt dorosły nie mógłby być ochrzczony z dnia na dzień, bez żadnej katechezy, bez stawienia się przed biskupem, bez przejścia przez katechumenat, bez zbadania, czy jego styl życia cechują chrześcijańskie obyczaje. Zatem na pewno nie kobieta, która jeszcze dzień wcześniej uwodziła pielgrzymów w Świętym Mieście. Nie chrzci się ludzi tak, jak by się sprzedawało bilety do kina. 

Maria popadła w rozwiązłość jako chrześcijanka i właśnie dlatego potem odprawiała tak surową pokutę. Jest to zgodne z duchem Listu do Hebrajczyków: Jeśli bowiem dobrowolnie grzeszymy po otrzymaniu pełnego poznania prawdy, to już nie ma dla nas ofiary przebłagalnej za grzechy (...) Pomyślcie, o ileż surowszej kary stanie się winien ten, kto by podeptał Syna Bożego i zbezcześcił krew Przymierza, przez którą został uświęcony, i obelżywie zachował się wobec Ducha łaski. (Hbr 10, 26.29)  Lub - jeśli wolicie - prościej: Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie. (Łk 12, 48) Nie ma powodu, by pokutować za grzechy popełnione przed chrztem. Na tym przecież polega Odkupienie. Ale za te późniejsze, owszem, pokuty starożytne bywały długie i uciążliwe. 

Ale to wszystko, co napisałam do tej pory, to tylko rozbudowana dygresja. Bo w sumie to chciałabym powiedzieć, że smak nawrócenia i przemiany Marii jest właśnie w tym, że tak mocno czuje się tu dynamikę katechumenatu. Otóż.

1. Nie może wejść do kościoła. 
Człowiek nieochrzczony nie może uczestniczyć w Liturgii na równi z wiernymi. Ten kto chce przyjąć chrzest, musi być najpierw oficjalnie przyjęty do wspólnoty. Dokonuje się symbolicznego wprowadzenia do świątyni kandydatów przez kompetentną osobę (jest nią biskup), aby najpierw jako katechumeni mogli uczestniczyć w Liturgii Słowa, a w przyszłości jako chrześcijanie w Ofierze.

Analogicznie Maria może wejść najdalej do narteksu (przedsionka), do miejsca w świątyni, gdzie katechumeni i pokutnicy mogą przebywać podczas Eucharystii. Nie jest w stanie przedostać się dalej ani poddając się fali pielgrzymów, ani z całych sił rozpychając tłum łokciami. Ta sytuacja dokładnie oddaje jej duchowy stan: znajduje się w kościele (oraz w Kościele), ale bardzo daleko od ołtarza i Eucharystii. Kiedy to spostrzega, zaczyna opłakiwać swoje grzechy. Ale to nie wystarczy.

2. Potrzebuje poręczyciela.
To jest może jeszcze bardziej charakterystyczne. Bo nikt nie może wejść do Kościoła sam. Aby został przyjęty do katechumenatu potrzebuje rekomendacji kogoś z chrześcijan. Ktoś musi poręczyć o prawdzie jego pragnienia zbliżenia się do Chrystusa. Bez tej szczerej intencji poświadczonej publicznie wobec Kościoła przez kogoś z wiernych nie można zostać katechumenem. 

Maria jest śmiała: prosi Matkę Bożą, by była jej poręczycielką. Wierzy, że Ona widzi jej szczerą skruchę i pomoże jej wejść do wnętrza świątyni, by uczcić Krzyż. Prosi o pomoc i dostaje ją, bo najwyraźniej Osoba wezwana na poręczycielkę uwierzyła jej łzom.

3. Przyjmuje kerygmat wyrażony w znaku krzyża. 
Maria modli się tymi słowami: "słyszałam, że Bóg przyjął postać człowieka w tym celu, aby grzeszników wezwać do pokuty (...) rozkaż, żeby pozwolono mi wejść do świątyni, nie zabraniaj mi zobaczenia Drzewa, na którym był w ciele ukrzyżowany Bóg, który oddał swoją Krew za moje zbawienie. Uczyń tak, Władczyni, aby przede mną otworzyła się brama dla pokłonienia się świętemu Krzyżowi."

Podobnie człowiek, który usłyszał Dobrą Nowinę o Chrystusie ukrzyżowanym dla naszego zbawienia, gdy deklaruje chęć pójścia za Nim, zostaje wzmocniony znakiem Krzyża. Tak staje się katechumenem, człowiekiem zdolnym do słuchania Bożego Słowa.

4. Potrzebuje czasu. 
Ojcowie Kościoła porównywali formację katechumena do wędrówki Izraelitów ku Ziemi Obiecanej. To czas poznawania Chrystusa, odkrywania Jego obecności w swoim życiu i ćwiczenia się w dawaniu Mu coraz bardziej adekwatnej odpowiedzi. Jest to zwłaszcza czas słuchania Ewangelii i zapisywania jej w sercu, by móc nią żyć.

Maria osiąga to na pustyni w ciągu wielu lat samotności. Choć niezupełnie jest sama. Opowiada przecież, jak nieustannie zwraca się do swojej Poręczycielki i Nauczycielki życia duchowego. Maryja reprezentująca Kościół nie opuszcza jej nigdy. "Od tamtego czasu aż do dzisiaj Bogurodzica zawsze mi pomaga". W sposób duchowy pustelnica napełnia się Słowem Bożym, choć nigdy nie czytała Biblii, bo ani nie ma przy sobie ksiąg, ani nie potrafi czytać. A jednak z całym przekonaniem zamyka swoją opowieść: "słowo Boże jest żywe i naucza człowieka rozumu". A świątobliwy starzec Zosima pozostaje pod wrażeniem ogromu łaski wlanej przez Boga w tę niepozorną osobę.

***

Cóż z tego wynika? Myślę, że nie na darmo sakrament pokuty i pojednania nazywany jest chrztem pracowitym. Myślę, że trzeba przejść proces podobny do katechumenatu za każdym razem, gdy zostajemy podniesieni z grzechu, nawet jeśli oficjalnie nikt już od nas tego nie wymaga. Zwrócić się do Krzyża, powrócić do Słowa. Poszukać w Kościele nauczyciela i towarzysza, który przeprowadzi nas przez tę pustynię. Tego wymaga dynamika nawrócenia. Nie jest tak łatwo przejść od życia w grzechu do życia w łasce. Ale Kościół ma dobre mapy i przewodników.

***

Dla dopełnienia tematu zachęcam do zapoznania się z rytem przyjęcia do katechumenatu, tak jak wygląda on współcześnie:





Komentarze