Obie Magdaleny


Nie raz spotkałam się z bardziej lub mniej udanymi próbami odkłamywania życiorysu świętej Marii Magdaleny. Dobrze napisany tekst na ten temat można przeczytać na Wiara.pl, zatem ja już nie będę wchodzić w szczegóły.

Naprawdę o Magdalenie wiemy niewiele. O jej przeszłości napisano tylko tyle, że była pod wpływem siedmiu złych duchów, od których uwolnił ją Chrystus. Jako że Ewangeliści działanie złego ducha kojarzą raczej z chorobą niż brakami moralnymi, nie mamy zbyt wielkich podstaw, żeby posądzać ją o złe prowadzenie się. Nie należy też mylić jej z Marią z Betanii.

Ewangeliści zgodnie zaświadczają o jej obecności pod krzyżem i przy grobie Pana. Jako ostatnia widziała Go martwego i pierwsza spotkała żywego. Nie da się ukryć, że jest ona pierwszym świadkiem śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Jako pierwsza głosiła, że On żyje. To wystarczy, by widzieć w niej wielką postać Kościoła.
.
.
.

Oprócz tego jest cała masa plotek i insynuacji.

Z tej "masy" rodzi się druga Maria Magdalena. Znana z malarstwa ponętna pokutnica o gładkim ciele i tragicznej twarzy. Ma ona więcej wspólnego ze znaną na Wschodzie Marią Egipcjanką niż biblijną Magdaleną. Ta legendarna Magdalena nie jest już konkretną osobą, ale archetypem. Kobietą, która w swoim życiu doświadczyła skrajności: od przesiąknięcia zmysłowością po pełne oddanie się najczystszej Miłości. Kobietą o gorącym sercu i wielkich pragnieniach, które prowadzą ją do wyborów radykalnych.

Nie chciałabym odrzucać takiej Magdaleny, tak mocno zakorzenionej w zachodniej kulturze, choć oczywiście nie należy mylić jej ze świętą, o której pisałam na początku.

Obie Magdaleny są mi bliskie. Ten tekst będzie o tej drugiej.
.
.
.

Od dawna jestem oczarowana pewnym przedstawieniem Marii Magdaleny, które wyszło spod pędzla Georgesa de La Toura, a nazywane jest - dla odróżnienia od pozostałych - Terff. Co się dziwić. Jak może pamiętacie (ja nie pamiętałam), obraz ten zachwycił nawet Małą Syrenkę. Pełen spokojnego piękna i prostoty, bogaty w symbole biblijne. Popatrzcie, posłuchajcie.



Młoda kobieta siedząca przy stole w ciemnym pokoju rozświetlonym płomieniem oliwnej lampki. Odsłonięte ramiona i kolana wskazują, że czuje się dość swobodnie, jak człowiek w samotności. A może jest właśnie upalny wieczór, kiedy odruchowo - skoro tylko możemy sobie na to pozwolić - podwijamy rękawy, rozpinamy kołnierzyki i zrzucamy buty. Jest bardzo zamyślona i chyba nie za bardzo ją interesuje, co tu o niej dziś powiemy. A co możemy powiedzieć?


Pierwsze, co akurat mnie intryguje, to jej proste, idealnie gładkie, równo zaczesane włosy. W mojej rodzinie takich się nie spotyka :) Nie mogę nie myśleć o porównaniu dotyczącym pracy wewnętrznej, jakie podsuwa św. Jan od Krzyża:

„Włosy często czesane są gładkie i nie ma trudności w zaczesywaniu ich. Również dusza, która często bada swe myśli, słowa i czyny, będące jej włosami, i czyni wszystko z miłości dla Boga, będzie miała starannie zaczesane włosy. Wtedy wejrzy Oblubieniec na jej szyję i będzie nią ujęty, i zraniony zostanie jednym jej okiem, którym jest czystość jej intencji we wszystkich poczynaniach.”

To pierwsza sugestia, że kobieta podjęła systematyczną pracę nad porządkowaniem swojego wnętrza. Robi to zapewne ze względu na Ukochanego, który jest żywo zainteresowany urodą jej duszy.


Następnie kolor spódnicy. "Kobieta w czerwieni" kojarzy się jednoznacznie. Ale jej czerwona spódnica jest przepasana sznurem, symbolem powściągliwości, co wskazuje, że zmysłowość została opanowana. Nie stłumiona, ale przywołana do porządku. Potwierdza to kolor bluzki oznaczający niewinność lub początek nowego życia w Chrystusie.

Kolana oświetlone są w podobny sposób jak spoczywająca na nich czaszka ludzka. Kompozycja złożona z trzech krągłości - podobnych, a jakże kontrastujących ze sobą. To przybliża ją do ojców pustyni, którzy nieraz w ten sposób przypominali samym sobie, jak niewiele zostaje z cielesnej fascynacji i jak nie warto jej ulegać.


Te gołe nogi kojarzą mi się trochę z przedstawieniami Ostatniej Wieczerzy, gdy Jezus tłumaczy wzbraniającemu się Piotrowi: "Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze mną", a pozostali apostołowie zrzucają sandały i karnie oczekują na swoją kolejkę (J 13). Później Jezus mówi im jeszcze: "Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was" (J 15,3). Księgi na stole sugerują, że i ona wsłuchuje się w słowa Jezusa spisane przez apostołów.


Kobieta prawą rękę opiera swobodnie na czaszce, podczas gdy lewą w podobnym geście w zamyśleniu podpiera swoją głowę. Tak jakby obie te głowy były jej jednakowo bliskie lub jednakowo obojętne. Może to znak, że dla niej śmierć nie jest już czymś niepokojącym. Skoro umarła dla grzechu - jak mówi święty Paweł - żyjąc w Chrystusie posiada już w sobie życie wieczne. Święty Franciszek śpiewał:

"Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę naszą Śmierć cielesną,
przed którą nikt z żyjących ujść nie może:
biada umierającym w grzechu ciężkim;
błogosławieni, których zastaniesz, pełniących Twą najświętszą wolę,
śmierć druga nie uczyni im żadnej szkody."


Dla tej kobiety śmierć będzie chwilą spotkania z Ukochanym twarzą w twarz. Tymczasem wyczekując tego spotkania otacza się przedmiotami, które mają jej pomóc w przygotowaniu na nie.


Na stole leży krzyż, niezbyt wyeksponowany, ale położony "pod ręką", jak przedmiot, po który się często sięga (więcej o Krzyżu pisałam swego czasu tu). Na nim dyscyplina. Bicz ukręcony ze sznurków przywodzi na myśl ten, którego Chrystus użył do oczyszczenia świątyni jerozolimskiej:

"Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska!" (J 2,15-16)

Tamta świątynia była symbolem tej prawdziwej, jaką jest wspólnota ochrzczonych oraz każdy pojedynczy chrześcijanin. Bicz w celi pokutnicy to zatem nie tylko narzędzie do zadawania sobie umartwień, ale kolejny znak radykalizmu w pracy nad oczyszczeniem własnego serca, świątyni Ducha Świętego.


Święty Hieronim zalecał kobietom pragnącym prowadzić święte życie częste czytanie Pisma Świętego.
"Kochaj Pismo Święte, a kochać cię będzie mądrość" - radził Demetriadzie, a swojej duchowej córce, Eustochium, zalecał: "Często czytaj, ucz się jak najwięcej. Nad książką niech cię sen zastaje." Stąd nie dziwią księgi na stole naszej ascetki. Pismo Święte jest przecież jednym z najważniejszych miejsc spotkania z Chrystusem.


I wreszcie ostatni element: płonąca lampa. Dzięki temu, że naczynie jest przezroczyste, możemy zobaczyć, ile w nim jeszcze jest oliwy. Bardzo dużo. To mądra panna, która dołożyła wszelkich starań, by dobrze opatrzyć swoją lampę (Mt 25,1nn). Oliwy, symbolizującej Ducha Świętego, nie zabraknie przez całą noc, światło na pewno nie zgaśnie przed wschodem słońca.

Można spokojnie czekać na nadejście Oblubieńca.





Korzystałam częściowo z pracy p. Małgorzaty Matyjaszczyk.

Poprawka: W "Małej syrence" pojawia się bardzo podobny, ale jednak nie ten sam, obraz z serii portretów Magdaleny pędzla Georgesa de la Toura. Zobacz "Maria Magdalena pokutująca" na Wikipedii.

Komentarze

  1. Obie Siostry, albo jedna Kobieta reprezentująca, będąca ikoną wewnętrznego przejścia, owej "paschy serca"... http://papiez.wiara.pl/doc/3332931.Bog-zbawia-nas-stajac-sie-malym-bliskim-i-konkretnym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie za bardzo Cię rozumiem. Ja nie pisałam o żadnych siostrach. Możesz rozwinąć swoją myśl? I jak to się wiąże z homilią ojca świętego?

      Usuń
    2. No, rzeczywiście trochę namieszałem, daj mi trochę czasu...:)

      Usuń
    3. Dziękuję Ci za to pytanie! Jak może zauważyłaś, jestem nielogiczny i w tym chyba bardziej przypominam kobietę, która podąża za intuicją, aniżeli logicznego mężczyznę. A więc, uporządkujmy. W ubiegłym tygodniu, po 28 latach od premiery obejrzałem film Martina Scorsese, gdzie było dużo o Marii Magdalenie. Nie wiem, dlaczego, aż tak długo z tym czekałem, bo o istnieniu tego filmu od dawna wiedziałem? Nie będę go jednak recenzował, ograniczę się do jednego zdania, które tam wybrzmiało:

      "W istocie istnieje tylko jedna kobieta, ale o wielu twarzach"...

      Nie wiem, czy to wyjaśni całą sprawę, jeśli nie, to proszę o kolejne pytanie :)

      Usuń
    4. :) Ok, teraz jest jaśniej. Mnie też się czasem składają w głowie wątki z różnych źródeł i powstaje jakaś nowa jakość.

      A z filmem i tak mnie wyprzedziłeś. Ja ciągle spodziewam się, że jeszcze wpadnie mi w ręce książka i zacznę od niej. Może powinnam jej w końcu poszukać ;)

      Usuń
    5. Gwoli uczciwości zacytuje powyżej zamieszczone zdanie tak, jak wybrzmiało ono na filmie, a nie jak w moim umyśle "po przeróbce" :)

      "Na świecie jest tylko jedna kobieta, o wielu twarzach"

      Tak, zasadniczo jest ich dwie, twarz kuszącej Ewy oraz twarz czułej Miriam.
      Maria Magdalena miała obie twarze...

      Usuń
    6. Może jest w tym jakaś filozoficzno-poetycka prawda, ale mnie niestety to zdanie za bardzo kojarzy się z tym: "Wszyscy mężczyźni są tacy sami, mają tylko różne twarze, żeby można było ich rozpoznać." Trudno mi się z tym zgodzić. Tak jak mężczyźni są różni, tak i kobiet jest więcej niż jedna czy dwie, bo każdy jest niepowtarzalny.

      Usuń
    7. Masz rację, niemniej jednak wszystko zależy od przyjętej perspektywy.
      Tak, jesteśmy niepowtarzalni, a jednocześnie tacy sami, wyjątkowi i przeciętni zarazem.

      "Na świecie jest tylko jeden Mężczyzna, o wielu twarzach"...

      Usuń
    8. Ja też przypuszczam, że to kwestia perspektywy. Jednak mam większe przekonanie do tej przyjętej przez siebie. :)

      Usuń
    9. To zrozumiałe, jednak czasami warto oderwać się "od swego"...:)

      Usuń
  2. :) Zostawmy może te ostatnie kuszenia, wpadło mi w ucho coś mniej kontrowersyjnego - "Spotkanie, które nasyca" https://dominikanie.pl/2014/07/spotkanie-ktore-nasyca-audio/

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie to jedna z najpiękniejszych i najważniejszych osób "z kręgu" Pana. Wiemy o niej niby niewiele, ale nie do końca... Często dwa - trzy "flesze" znaczą więcej niż opasłe tomy. A tak całkiem na marginesie, jestem przekonany, że Oblicze z Manoppello mam "dzięki niej", a jestem pod Jego wrażeniem... A nawet, gdyby to nie do końca była prawda, to i tak niczego to nie zmienia... Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz