Co mam?


"Co mam. Mam sześć lat. Mam rodziców i rower."

Tak moja wciąż ulubiona autorka sprowokowała mnie w bardzo młodym wieku do pierwszych przemyśleń na temat "posiadania" i jego braku. A przemyślenia musiały być intensywne, skoro do dziś początek książeczki cytuję z pamięci.

"Czego nie mam. Zębów na dole. Podwórka. I przyjaciela".
(Małgorzata Musierowicz "Co mam")

Co mam? Czego nie mam?



Kiedyś pewien wykładowca wyciągnął rękę w kierunku jednej z moich sióstr i demonstrując ślubną obrączkę praktycznie anulował swój tytuł doktora teologii. Oświadczył bowiem z wyższością:
- Ja mam sakrament. A siostra co ma?



To stary problem: które z Bożych charyzmatów są więcej warte, kto jest bardziej obdarowany? Ja czy ty? Paweł pacyfikuje takie myślenie: "Niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego. Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?" [Czyli jakbyś to tak po prostu miał, bez niczyjej łaski] (1 Kor 4, 6-7).

Jak widać, ktoś nie doczytał.



No dobrze. Ale gdyby tamto pytanie potraktować serio...

Pan mówi:

"Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą.
Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych,
ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić.
Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, 
będąc uczestnikami zmartwychwstania." 
Łk 20, 34-36

Co mam? Łaskę życia już teraz, przed zmartwychwstaniem, obyczajami ludzi zmartwychwstałych. Uwierzycie?

Mam to, co wszyscy będziemy mieć po zmartwychwstaniu: nic.

NIC.

Tylko miłość Boga.



"Kto może to pojąć, niech pojmuje" - mówi Pan (Mt 19, 12).






Komentarze

  1. ...Z tego, co uczono mnie na religii pamiętam, że nasz Sakrament to sakrament SŁUŻBY. To jest w nim istotne - że ma pomóc nam być DLA innych: na zawsze i pomimo wszystko. Obrączki ślubne to królewski znak, ale nasze królowanie to codzienna służba. Normalna, zwyczajna, przeciętna, przyjmująca: z codzienną radością, że mam komu prać skarpetki, mam komu zmieniać pieluchy, mam z kim toczyć batalie o nieużywanie telefonu przy stole, że mam dla kogo chodzić do pracy, nawet jak mi w niej nie idzie. I że naprawdę mam za kogo się modlić. Itd, itd. Wywyższanie się nad kogokolwiek nie należy do istoty naszego Sakramentu. A siostry są rodzinom w Kościele BARDZO potrzebne. W wielu, wielu, wielu sytuacjach, zwłaszcza tych naznaczonych Krzyżem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Myślę, że do jakiegokolwiek stanu Bóg człowieka powołuje, to przede wszystkim po to, żeby go tam nauczyć miłości. Bo wiadomo, że ona jest jedyną "rzeczą", która nam się przyda w wieczności. A miłość wyraża się najczęściej właśnie w tych codziennych czynnościach, które wynikają z wierności podstawowemu wyborowi.
      A siostrom także spotkanie z pięknymi chrześcijańskimi rodzinami jest bardzo potrzebne. Bo skoro ludzie potrafią być tak sobie nawzajem oddani, to co dopiero Bóg, który jest tego źródłem.

      Usuń
    2. :)Odnośnie piękna naszych chrześcijańskich rodzin, przypomina mi się, gdy w czasach studenckich przygotowywaliśmy się ze spontanicznie zorganizowanym chórkiem do jakichś liturgicznych śpiewów. Prowadząca ów "chórek" siostra poprosiła głosy męskie o samodzielne odśpiewanie ich partii. I jak dziś stoi mi przed oczami obraz tych kilkunastu pryszczatych, młodych mężczyzn, którzy z głębi serc zaryczeli: "JESTEŚMY PIE-ĘKNI TWOIM PIE-ĘKNE-EM, PANIE!"

      Co w nas piękne, to od Niego, a bez Niego zaczynamy widzieć ino pryszcze. ;) Pozdrowienia!

      Usuń
    3. :) Mnie ta pieśń przywodzi na pamięć scholę klerycką robiącą swoje podczas obłóczyn w seminarium. Tak, podobne wrażenie, niezapomniane...

      Usuń
  2. "Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata. Bo ani obrzezanie nic nie znaczy ani nieobrzezanie, tylko nowe stworzenie." Ga 6,14

    OdpowiedzUsuń
  3. Był przekonany, że "dostał to DLA SIEBIE", ze względu na siebie, "załapał" się, a inni nie byli tacy "cwani". Anulował, bez wątpienia. Inny przykład. Cotygodniowe, a nawet częściej odwiedziny chorych z Eucharystią. I wypowiedź wikarego na ten temat: po co to latać do tych dziadków tak często; raz w miesiącu wystarczy; niech przyjmują duchowo. - Młodzieńcze, proponuję ci, posilić się raz na tydzień i wykąpać raz w miesiącu. Tak to już jest, że ani koloratka, ani doktoraty nie chronią przed niezrozumieniem istoty Rzeczy, której się służy. Kiedyś pewien biskup powiedział mi tak: bądź pewny, że nałożenie rąk biskupa w czasie święceń rozumu nie przydaje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się idealistycznie, że właściwe rozumienie istoty Rzeczy powinno być głównym kryterium dopuszczania kogoś do misji nauczycielskiej w Kościele. Czy to przez święcenia, czy przez tytuł teologa.
      Nałożenie rąk rozumu nie dodaje, właśnie, więc czy biskup wystarczająco uważa, na kogo kładzie ręce? Takie luźne pytanie mi się nasunęło... Ale nie popadajmy w krytykanctwo :)

      Usuń
    2. Pozdrawiam i odpowiem dziś piosenką (Mietek Szcześniak a sł. Ks. J. Twardowski):
      https://www.youtube.com/watch?v=vceY-pfD1SQ

      Usuń
    3. ładnie to zaśpiewał :)

      Usuń

Prześlij komentarz